środa, 29 lutego 2012

My new treasures and some bitching






Z dobrych wiadomości, pani prezes przeszła kawałek po rozum do głowy. Dyscyplinarka nie ma. Ze złych - nie doszła aż tak daleko, żeby zdać sobie sprawę, że sobie bez mamy nie poradzi. Oczywiście, że nie ma ludzi niezastapionych, ale od kazdej reguły sa wyjątki i moja mamunia właśnie nim jest. Generlanie jak na razie do maja mamy byt zapewniony. Co będzie dalej? We will see.

Dostałam zawrotny zwrot podatku, który został przeznaczony na a) spłatę większego kawałka komputera, b) to co na zdjęciach poniżej.

Pierścionki: gwieździsta kolczatka: Diva, dwupalcowa kolczatka, YSL wanna be: edibazzar

Shoooooes!!! : Beżowe: allegro ;) leofersy: deezee.pl

Czekam na wiosnę. Dziś prawie, prawie było ją czuć tylko wiatr psuł fryzury i do tego ciap ciap błotko.

Czy coś jeszcze nowego? Ano byłam na imprezie, spotkałam mojego "byłego" (cudzysłów użyty w celu podkreślenia braku związku emocjonalnego :P), alleluja dostał pracę w Poznaniu, więc jak tylko się obroni nie będę się musiała obawiać, że spotkam jego (wcale nie tak) krzywą mordę, co niestety zdarza się często, gdyż moja miejscówka na beforki znajduje się dokładnie piętro wyżej od niego.

Dziś krótko, bo zaraz zmykam do pracy. Nawet nie wiecie jak mi się nie chcę, zwłaszcza, jak przypomnę sobie, że zmieniam jestem-tak-głupia-że-nie-wiem-w-jakim-województwie-leży-Poznań M.. Na szczęście dzięki mojemu uroczemu biczingowi M. ma dziś ostatnią zmianę :) Me gusta. I tak, dawałam jej szansę przez 3 miesiące, ale jak ktoś nie szanuje pracy do ja go do tego nie zmuszę, a nie mam zamiaru za każdym razem robić za niego.
Continue reading...

środa, 15 lutego 2012

Do you know these days, where the only thing you think is "fuck you world"?




Okurwieje! Najzwyczajniej w świecie trafia do jebanego wariatkowa. Kiedy wszystko w końcu zaczynało się układać, kiedy miałam w miarę sprecyzowane, piękne, letnie koncertowo-festiwalowe plany, wszystko to musiał szlag jasny w postaci byłej szefowej mojej mamy, trafić. A na dodatek dziś szanowny Alter Art ogłosił takich artystów na openera, że mało brakowało zabiłabym się nikotyną.

Kurwa!
Kurwa!!!!!

Jestem wściekła! Rozumiem, że na jebanych Redhotów i Coldplaya kasy nie ma, bo szkoda mi tylko na jeden koncert, ale kurwa. Jebana nowobogacka, zachłanna cipa zniszczyła chwilowo (módlmy się, żeby tylko) życie 4 osobom i ma na to kompletnie wyjebane.
Dawno nie miałam ochoty kogoś tak rozszarpać jak w tym momencie tej kobiety.

Nie wiem ile zrozumiałyście z mojego wściekłego gadania, ale sprawa wygląda wybitnie chujowo. Mama w poniedziałek straciła pracę, z dnia na dzień, bez wypowiedzenia, a co za tym idzie bez 3 miesięcy z pensją na szukanie pracy. Powód zwolnienia jest oczywiście turbo śmieszny i każdy kto zna się na hotelarstwie tak właśnie twierdzi (czyli 99% znajomych mamy). Pani prezes oczywiście nie wystarcza 200 tys zysku z 2011 chce kurwa więcej. Do kobiety po prostu nie dochodzi, że siła turysty nie wyciągniesz na urlop, a tym bardziej nie wskażesz mu miejsca. Nie będę się nad tym dłużej rozpisywać, ale sprawa wygląda tak, że pani prezes bardziej ufa swoim koleżaneczkom, które jej mówią, że mają 100% obłożenia (co jest kurwa tak bardzo niemożliwe) i 7896535478 milionów zysku miesięcznie niż mojej mamie, która pracuje w hotelu od 78 roku! NO KURWA!!


Dziś mama miała jedną rozmowę, załatwioną szybko, po znajomości (jak się domyślacie nie po znajomości trudno będzie znaleźć pracę kobiecie po 55 roku życia :/), do jednego nowotwierającego się hotelu sieciowego, w której to sieci mamusia już owszem pracowała jakieś 29 lat. Mówi, że poszło jej dobrze, do końca przyszłego tygodnia będzie wiadomo. Błaaaagam kurwa!
Jutro jedziemy do szlachetnego urzędu, który to nosi wdzięczny skrót PIP, poradzić się darmowych panów prawników prawa pracy czy mama ma szanse w sądzie, bo co jak co, ale 9 tys za 3 miesiące jej się kurwa należy, zwłaszcza za te bzdury, które pani-mam-w-kurwę-pieniędzy-ale-chcę-jeszcze-więcej-prezes wypisała przy wypowiedzeniu umowy.
Na dzień dzisiejszy oszczędności wystarczą nam na max 3 miesiące. Ja chwilowo jestem jedynym źródłem dochodu w mojej rodzinie, bo mój szanowny tatuś, który na bank urodził się w złym kraju, a nie wspomnę już o kontynencie (nie mam nic do arabów, ale mój ojciec zachowuje się jak jeden), swoją marną "L" zarabia na swój pierdolony ZUS (i to też nie zawsze) i na benzynę. Więc ja i mój marny 1000 zł, które wcześniej (oprócz zalewania baku raz na jakiś czas i sporadycznego płacenia rachunków) miałam do dyspozycji tylko dla siebie ma starczyć na utrzymanie 4 osobowej rodziny, w tym wyrośniętego gnoja (mojego brata), który w wieku lat 19 pochłania takie ilości produktów spożywczych, że gdyby lodówka mogła mówić to już dawno narzekałaby na zwichnięcie stawy drzwiowego.

Wyżyłam się.
Nie chcę Was za bardzo rozpieszczać, bo dwa wpisy w tak krótkim odstępie czasu to jak wiecie rzadkość. Dlatego kolejny będzie zapewne po moim powrocie z Pyrlonadii.


Continue reading...

niedziela, 12 lutego 2012

"Wow. Sitting on your hands doesn't work at all when your best friend calls you a whore to your face. Who knew?"





Wiecie ile zajmuje kiedyś najlepszej przyjaciółce odpisanie na maila, w którym wylewałam swoje żale i tłumaczyłam dlaczego mam na nią wyjebane? Półtora jebanego miesiąca. Jestem taka zła, że gdybym mogła to bym ją skrzywdziła. A zaczynanie maila "Przepraszam, że dopiero teraz odpisuje, ale szczerze mówiąc nie miałam wcześniej na to ochoty..." Oczywiście słowa kompletnie wyrwane z kontekstu, więc mają o wiele większy wydźwięk niż powinny mieć, co jednak nie zmienia faktu, że po samym wstępie miałam ochotę wstać i rozpierdolić mój telefon (na którym czytałam maila). Dalsza część to oczywiście blablabla, wymówki, blablabla, jedno przepraszam i oczywiście wyrzuty. No kurwa. Ja wiem, że nie tylko ona jest winna, ale zdecydowanie wygrywa 70% do 30%. Chwilowo staram się nie odpisywać na gorąco, bo przecież bym ją mailowo zmiażdżyła. Ja i moje urażone uczucia to nie jest najlepszy sposób na odpisywanie na emocjonalne maile. Fuck her. Odpisze jak przejdzie mi żądza mordu.

Teraz z przyjemniejszych rzeczy. Byłam w środę u fryzjera. Musiałam coś zmienić na mojej głowie, bo chciało mnie rozerwać od środka z braku włosiastych zmian (nie, żeby moje rudości mi się znudziły). 2 h siedzenia w fotelu mojej ulubionej i jedynej fryzjerki (od 10 lat) i oto jest efekt. Włosy są bardziej marchewkowe i będą blond końcówki. Władca moich włosów stwierdził, że lepiej najpierw je rozjaśnimy, a potem farba na końcówkach się zmyje i będzie tak jak będę chciała :) Przez chwilę byłam nawet ultra blond, po dłuższym zastanowieniu, jak już będę się starzeć to źle mi w blondzie nie będzie.





Z innych dobrych wiadomości za tydzien o tej porze prawdopodobnie będę już wyleczona z kaca jaki czeka mnie w trakcie mojej wizyty w stolicy wielkopolski. Wyjeżdżam czwartek/piątek, wracam niedziela/poniedziałek. Kawa z Marteniczką, impreza urodzinowa mojej Ann, takie są plany. Nie jest źle, a będzie jeszcze lepiej. Do tego we wtorek prawdopodobnie czeka mnie kolejny melanż. Co budzi obawy mojego żołądka, ale wytrzymywał już gorsze rzeczy (na przykład trzy tygodniowe chlanie dzień w dzień, teraz jak sobie o tym pomyślę, to nie ma czym się chwalić, ale wspomnienia zostaną).




Continue reading...
 

Ginger-Charlotte Copyright © 2009 Designed by Ipietoon Blogger Template In collaboration with fifa
Cake Illustration Copyrighted to Clarice