środa, 31 marca 2010

patience, baby, patience


Hmmm, od czego by tu zacząć? Może zacznijmy od rzeczy produktywnych, które udało mi się dziś zrobić. Wstałam (sukces, bo nawet podniosłam się chwilę po 12), posprzątałam (yeah!), ugotowałam jakiś obiad. Poniosło mnie trochę i nawet dotknęłam mięcha (osobiście nie przepadam :P) i zrobiłam sznycle z kaszą i sałatkę "z-tego-co-Charlotte-wpadło-pod-rękę". Potem postanowiłam, że skoro już mam teoretycznie dzień wolny i skoro za coś się wzięłam to pójdę za ciosem i zrobię PITy. Da daaaaaaam, leżą właśnie piękne i pachnące (zwrotem podatku :P) tuż obok mnie. A na koniec ciachnęłam stare spodnie i mam szorty :D Popijam sobie teraz popołudniową kawę i ładuję film "Święci z Bostonu". Ja, będąc mną, wszystko co robię muszę robić od dupy strony, więc wczoraj oglądałam "Święci z Bostonu 2", więc dziś obejrzę pierwszą część.

No i wracamy do punktu pt "wczorajszy wieczór". Q. jakimś cudem zmieścił się panda mobilu, fakt, że kolanami walił w deskę rozdzielczą, a głową w podsufitkę podczas wyboi, pomińmy. Pojechaliśmy do wypożyczalni. Wybranie filmu zajęło nam dobre pół godziny, w końcu właśnie padło na "Świętych z Bostonu". I potem zaczęły się problemy... A właściwie jeden problem. A może nawet nie problem tylko... sama nie wiem co, pewna niewygoda. Wychodzi na to, że mam problemy z zazdrością, nie żebym wcześniej się tego nie spodziewała, ale powiedzmy, że pani kasjerka działała mi na nerwy. Q. jak to Q. jest zbyt spostrzegawczy dla swojego własnego dobra "co ci Olcia?" "nic, zupełnie nic" (przecież nie mogłam mu powiedzieć, że ani trochę nie podoba mi się sposób w jaki ta krowa się na niego patrzy, prawda? Aczkolwiek moja frustracja szybko minęła :D:D Widok pani kasjerko-krowy w pewnym momencie był bezcenny :D

Dojechaliśmy na mieszkanie (jezu, aż mnie trzepie jak tak pisze, ale do mieszkania brzmi jakoś kulawo)... Q. się posilił (mówiąc posilił wsunął w siebie naprawdę dużo :P ) Włączyliśmy film...

Reszta niech będzie tajemnicą :P Film był zajebisty, naprawdę. To, że musieliśmy puścić końcówkę jeszcze raz to zwykły przypadek :) Zasadniczo do domu wróciłam w okolicach 2. Jejku, naprawdę dawno nie spotkałam faceta, z którym mogłabym gadać, gadać i gadać :)

Martwi mnie za to kwestia mojej przyjaciółki. Bardzo mnie martwi. Coś się z nią dzieje. I to nie tylko moje odczucie. Nie podoba mi się jej zachowanie ostatnio. Mówię do niej, ale jak grochem o ścianę.

Nie podoba mi się też fakt, że Q. padł rozrusznik w samochodzie ani fakt, że pada deszcz... Zasadniczo wpływa to na moje wieczorne plany.

Wnioski końcowe: jestem i będę cierpliwa. Wszyscy mi powtarzają, że jestem zbyt fuckawesome, żeby nie było po mojemu. I tak mam nadzieję będzie :)

Jak widać cały czas jestem pod wpływem muzycznego gustu Q.

Continue reading...

wtorek, 30 marca 2010

minfucked smile ;)




Koło południa miałam gotowy wpis, ale w ciągu tych 3 godzin troszku się zdezaktualizował. Chwilę temu skończyłam półgodzinną (ponad, sprawdzałam potem ile trwało połączenie) rozmowę z Q. We wcześniejszej wersji wpisu miało być o byciu smart i sneaky, żeby wymyślić coś na wieczór. Coś, czego głównym składnikiem byłby Q. W wersji 1.0 było też braniu sprawy we własne ręce. Takie miałam postanowienie wczoraj przed zaśnięciem, ale rano już postanowienie nie było takie mocne.
Ok, back to topic. Jestem super smart jednak, bo chociaż to ja nacisnęłam zieloną słuchawkę, to jednak Q. jako pierwszy się odezwał (OMG, brzmię jak gimnazjalistka, whatever), a ja tak sprytnie pokierowałam rozmową, że wyszło na moje. Plan na wieczór jest obiecujący. Najpierw o 19 Charlotte wsiada w super panda mobil, jedzie po Q. na uczelnie (jego auto jest 'u majstra', a Q. tyle razy mnie woził, że mogę powieść (dlaczego kojarzy mi się tu słowo uwieść od razu...) go raz i ja). Więc po tym jak Q. załaduje swoją szanowną pupę do mojego super sportowego ;) włoskiego auta, jedziemy wypożyczyć film/y, po czym udajemy się na mieszkanie (jego... a raczej jego brata... taaaa, kolejny plus Q :P) i będzie oglądać. Co z oglądania wyjdzie w praktyce to się okaże. Ale planu jest dobry :D więc ogólnie Charlotte uważa się chwilowo za mistrzynię prowadzenia rozmów, Monika Olejnik może się przy mnie schować do mysiej dziury, wielkości kropki nad i

To wszystko nie zmniejsza jednak mojego "mindfuck", które wczoraj i tak było wielkości Kilminadżaro, zwłaszcza, że wczoraj odezwał się do mnie R. Srsly, chłop ma zajebiste wyczucie czasu, jednak dobra strona wygląda tak, że jestem w 100% pewna, że w końcu, po jebanych 3 latach mogę stwierdzić. GAME FUCKING OVER. Nawet serce mi szybciej nie zabiło :D Jejku, jestem z siebie taka dumna :D Z deszczu wpadłam pod rynnę co prawda, ale :D tu przynajmniej jesteśmy gdzieś, a nie w czarnej dupie :D No i Q. nie ma 'dzieciowego' problemu, właściwie to z R. to nawet nie dziecko było problemem, przynajmniej nie dla mnie, ale nie wracajmy do tego. Charlotte w końcu się ogarnęła :)


Z dobrych wiadomości - zrzuciłam 5 kg... Wszystko przez moje rozkminianie/myślenie prowadzące do nadinterpretacji :) Zasadniczo więc mam humor wybitny, pije popłudniową kawę, bo nie sądzę, żebym dziś wcześnie poszła spać (nie, absolutnie mi to nie przeszkadza). Zaraz zrobię sobie godzinę dla pięknego i gładkiego ciała :D:D No nie patrzcie tak na mnie, nigdy nic nie wiadomo :D




Jak widać dalej jestem pod wpływem muzyki Q. winię za to tylko i wyłącznie jego.
Continue reading...

poniedziałek, 29 marca 2010

fuck



Nie wiem. Najzwyczajniej w świecie nie wiem. Rzadko mówię te słowa, więc jak już się zdarza, że je wypowiadam to naprawdę NO FUCKING IDEA. O ile moje życie byłoby prostsze gdybym wyłączyła myślenie, albo gdyby ktoś nie zmuszał mnie do takiej ilości rozkminiania.

Po wczorajszym wieczorze byłam pewna, że chujnia. O drugiej w nocy, obudzona smsem, zmieniłam zdanie. A teraz znów wróciliśmy do punktu wyjścia chujnia. Nie będę się więcej na ten temat rozpisywać. Do tego zmiana czasu kompletnie wybiła mnie z rytmu. Chodzę przydupcona jak ruski pociąg i generlanie można uznać, że przestawienie czasu dodało tylko składnika 'confused' to mojego obecnego stanu. Pierdolę cierpliwość. Chciałabym mieć wyjebane.
Continue reading...

sobota, 27 marca 2010

P jak porządki i posprzątane ;)




Holy mother of fuck!

Jestem z siebie dumna. Posprzątałam dziś pokój. Tak serio serio. Wywiozłam 6 siatek z ciuchami, 3 z makulturą i 4 ogólnych śmieci. Normalnie szok. Naprawdę robiłam dziś wszystko, żeby za bardzo nie rozkminiać, ale każdy kto zna mnie trochę lepiej to wie, że ja zawsze za dużo myślę i nie ma opcji, żeby tą funkcję wyłączyć. Teraz więc w ramach relaksu po bardzo męczącym dniu sączę desperadosa, palę mentolowego marlboro. Hmmm, umówiliśmy się z Q., że ja nie będę palić mentolowych L&M, a on za to przestanie jarać te śmierdzące czerwone marlboro ;) Dzisiejsza noc nie poraża mnie. Bardzo nie podoba mi się fakt, że zmieniamy czas :/ Naprawdę?! Kto to widział zabierać ludowi pracującemu drogocenną godzinę snu?!

Jutro planuję w super szybkim tempie zmyć się z pracy, siąść chwilę nad angielskim, raczej w ramach powtórzenia niż nauki, bo kolos w poniedziałek. Zastanawiam się co ze sobą teraz zrobić... Prawdopodobnie niedługo pójdę spać. Chyba wreszcie do mojego organizmu dociera fakt, że ostatnie (mniej więcej) dwa tygodnie były wybitnie ubogie w sen...

I jestem cierpliwa. Będę cierpliwa. Moja Klaudyna stwierdziła, że jestem najlepszym co go mogło spotkać... Kłócić się z tym stwierdzeniem nie zamierzam, zwłaszcza, że ostatnio prawie mu o tym powiedziała ;) ale ja będę cierpliwie czekać aż sam dojdzie do takiego wniosku ;)

Continue reading...

piątek, 26 marca 2010

Sponsore miała być kiterka D, ale niestety (albo stety) konkurs wygrało 'Q'


Q jak questions i Q jak Q :))

Wpis miał być pod literką D... ale w momencie jak go zaczęłam, coś, a raczej ktoś zmienił literkę. Literka D miała być przedstawicielką desperadosa, którym zamierzałam ululać się do snu, gdyż miałam (mini) depresję, spowodowaną (moją własną) durnotą.

Okazało się jednak, że durnota i depresja odeszły (desperados został), a pozostało dalej mindfuck.

Ja nie lubię NIE wiedzieć na czym stoję, a chwilowo nie wiem. Staram się cieszyć z tego co mam, bo jest ok. Staram się być cierpliwa, ale z tym też mam problemy, od zawsze. Więc na razie zaciskam zęby i przyjmuję to, co mam. Nie powiem, jest dobrze, liczę, że z biegiem czasu będzie lepiej. Nie jestem najlepsza w tym, co nazywa się 'relationships', ba nie mam pojęcia nawet czym to się je. I nie chcę spierdolić tego co jest, dlatego staram się być cierpliwa.

z tego co wiem (plusy posiadania przyjaciółki, która jednocześnie jest bardzo dobrą, o ile nie najlepszą kumpelą Q.), to on się boi, blah blah blah... Dlatego głównie staram się być cierpliwa... Wiem, że to nie jest tak, że on mnie wodzi za nos od chuj wi jakiego czasu, ale jak już wspominałam cierpliwość nie jest moją mocną stroną.

Widujemy się prawie codziennie, i to głównie dlatego, że Q. przyjeżdża do mnie na papierocha :) Teoretycznie wypalenie szluga trwa 5 min, w praktyce, ostatnio nasze papierosy trwają od godziny do dwóch. Nie, nie mam nic przeciwko... Tylko... no właśnie, tylko problem polega na tym, że ja jestem strasznie niepewna siebie. Boję się... Naprawdę nie jestem dobra w te klocki, ale staram się. I mam nadzieję, że moje starania zostaną wynagrodzone i wszystko pójdzie tak jak ma być ;)
Continue reading...

czwartek, 25 marca 2010

sponsor powrócił z dalekiej podrózy :)


Hmmm....

Co by tu napisać, żeby było dobrze... Sama nie wiem. Jest dobrze, nie jest na razie super, ale jest ok. I na tym będę bazować. Przynajmniej przez jakiś czas. Spałam jakieś... 1,5 h, ale funkcjonuje w miarę normalnie, jak widać takie prozaiczne sprawy jak sen i jedzenie nie są mi do szczęścia potrzebne :)


Mam taaaakie motylki, że hej :)
Zostałam odwieziona do pracy, utulona, wymiziana, obejrzałam film i zasadniczo czekam tylko aż coś zjebie mi mój najlepszy od kilku lat humor. Słonko świeci, ptaszki śpiewają... Ahhhh.... :))
Continue reading...

wtorek, 23 marca 2010

sponsor nie bardzo ogarnia



Dalej jestem super extra confused. Srsly, od niedzieli boli mnie głowa, nieustannie, hinduizm jednak jakoś mi do niej wszedł i wyszedł jako tako na papierowym kolosie.

Rozkminiam to wszystko na każdą możliwą stronę i co chwilę dochodzę do sprzecznych wniosków. Mój umysł odpoczywa jedynie oglądając DH, bo nawet jak śpię to mam tak pokurwione sny, że to jest po prostu nie do wiary.

Mieliśmy widzieć się wczoraj... Lipa. Dziś też, ale powiedziałam mu, żeby szedł spać. Zdał wreszcie ten pierdolony egzamin i jak teraz nie pójdzie z górki to ja oficjalnie ociepieję. 3 razy gadaliśmy dziś przez telefon. 3 jebane razy, a ja nie jestem przyzwyczajona do takich rzeczy. Ostatni raz w takie cuś bawiłam się.... 3 lata temu, więc bardzo ogarniam, a on mi wcale w tym nie pomaga. God damn him. I jak to się szybko jakoś nie wyjaśni to ja mu naprawdę spuszcze wpierdol. I nie przeszkodzi mi to, że zarówno wagowo jak i wzrostowo ma nade mną dwukrotną przewagę.
Continue reading...

poniedziałek, 22 marca 2010

sponsor się najebał jak dzika świnia i go nie ma


Słucham "shock value II", próbuje nauczyć się hinduizmu i generalnie się ogarnąć. A tymczasem jedyne co mi pomaga przestać myśleć to Gotowe na Wszystko. Co znów nie wpływa pozytywnie na moją naukę.

Jestem sooooo confused, że od wczoraj głowa mnie od tego boli. Serio... Zawsze musi kurwa trafić na mnie. Nie będę na razie mówiła o szczegółach, poczekam aż się sytuacja wyjaśni, a tymczasem idę zanudzać wtajemniczone osoby moimi rozterkami. God damn!


Kurwa, nienawidzę jak coś jest niezależne ode mnie!


Continue reading...

niedziela, 21 marca 2010

...



Z dzisiejszej, planowanej nauki miedzynarodowych stosunków gospodarczych nici, bo Q. ma jakis hardkor zajebisty w domu. A ja też średnio mam ochotę poznawać teściów ;) kiedy są w średnich humorach. Ale za to wczoraj przyjechał na szluga, dziś też się wybiera.

Jedyną osobą, która skutecznie psuje moją euforię jest moja matka. Bez kitu, takie rzeczy wczoraj od niej usłyszałam, że chyba przyspieszę termin przeprowadzki, bo inaczej nie wiem czy usłyszycie ode mnie jeszcze. W końcu wątpię, żeby w wariatkowie zapewniali dostęp do internetu.

Ehhhh, nie chcę mi się więcej pisać. Zjebała mi humor i tyle.
Continue reading...

sobota, 20 marca 2010

sponsor tytułu - dalej bez zmian :)




Okej, może tym razem uda mi się skrobnąć coś więcej, tak w ramach wyjaśnień. I nie, zdjęcia dalej nie będzie.

Pana Q. poznałam kiedyś, nie potrafię określić miejsca ani czasu, to było tylko na "cześć, Olka. Cześć ***" Potem, prawdopodobnie kilka miesięcy później Q. i M. przyjechali do mnie do domku nad jeziorem, na popołudnie samo, żeby chwilę posiedzieć nad jeziorem, wpierdolić karkówkę z grilla i zabrać przyjaciółkę, która ze mną wtedy była z powrotem do Krk. No i wtedy Charlotte trafiło. Przez baaardzo długi okres nic się na tym froncie nie działo, ot, tego samego dnia jak wyjechali ode mnie, wysłał mi zaproszenie na nk, potem raz staliśmy razem na światłach, to sobie chwilę pogadaliśmy, ale oprócz tego bez rewelacji, więc ja skupiłam się na innych rzeczach.

Sama nie wiem kiedy, ale pewnego pięknego dnia dzwoni do mnie moja przyjaciółka i pyta czy bym nie pojechała z nimi na błonia, no i w sumie od tego się wszystko zaczęło... Idzie baaaardzo powoli, ale mam za sobą wystarczająco dużo 'szybkich' znajomości, żeby docenić to tempo :)Oczywiście za każdym razem, kiedy się widzimy to ja próbuje flirtować (słowo 'próbuję' użyte celowo, bo chyba wypadłam z wprawy) no i w sumie... Przeważnie spotykamy się w 4... Aż do wczoraj... W sumie to wszystko tak z dupy wyszło :P Ja miałam wybitnie zjebany humor i za wszelką cenę chciałam wyjść z domu, on też nie mógł usiedzieć, więc zaproponował, żebyśmy wyszli. Mi dwa razy powtarzać nie trzeba :)) Więc Q. poszedł się wypachnić, ogolić i zajechał po Charlotte. Ja nie wiem co ze mną jest nie tak, że jak widzę gościa za kierownicą to muszę uważać, żeby mu tapicerki nie zaślinić. Pojechaliśmy sobie do parku, posiedzieliśmy, ja przy piwku, Q. przy nestea, pośmialiśmy się. Bo jak wiadomo 2 osoby z tak samo zjebanym, szyderczym poczuciem humoru to kombinacja wybuchowa ;)
Zrobiło się trochę zimno, a genialny Q. był w samej bluzie... I do tego głodny, a wszyscy wiemy, że głodny facet to zły facet, więc pojechaliśmy coś wszamać, to oznaczy on jadł, a ja wykonywałam telefony, bo byliśmy bardzo blisko miejsca, w którym mieszka jego przyjaciel i przy okazji 1/4 naszego standardowego składu. Potem doszło jeszcze 2 jego kumpli. A jak wiadomo, należy zostać najpierw zaakceptowaną przez ziomków (:D), co mam nadzieję mi się udało. Po tym wszystkim pojechaliśmy po moją K. do pracy, bo przecież ten kołchoz, w którym pracuje wypuszcza ludzi z pracy o północy, a wiadomo, że komunikacja miejsca w nocy jest miliard razy gorsza niż w dzień.
Zasadniczo byłam przekonana, że K. będzie wiedziała, że ja tam będę, więc nie zdziwłio mnie specjalnie, że nie wykazała swojego zdziwienia, ale jak zostałyśmy na chwilę same, zasypała mnie gradem pytań :) Nie będę się rozpisywać na temat wszystkiego co się działo, ale wróciłam do domu z ogromnym uśmiechem na twarzy :) Mamy też pomysł na wakacje... Ale to na razie tylko pomysł, który, nie powiem, bardzo mi się podoba :) Reszty rzeczy nie będę zdradzać, for now, anyway ;)

Rozmawiałam z nim przed chwilą :) i jutro po pracy jadę do niego pomóc mu się uczyć. Co z tego wyniknie, nie wiem, ale troszkę się denerwuje. Okej, bardzo się denerwuję, w sensie poztywnym OFC... Więc, lejdis, kciuki za szczęśliwy bieg dalszych zdarzeń proszę trzymać :)
Continue reading...

piątek, 19 marca 2010

jeśli chodzi o kwestię sponsora, to nic się nie zmieniło :))


Ok, wpis będzie na szybko. Zdjęcie nie pokaże, dopóki wszystko nie będzie po mojej myśli :P Oooo, jeszcze raz pokażę się za to w nerdach, bo tak :P Miałam dziś wybitnie zjebany dzień, ale szybko mi się na szczęście poprawił. Tekstem dnia zostało "będę pachniał lepiej niż toi toi" Zobaczymy co okaże się tekstem wieczoru :))

A teraz proszę wszystkie o trzymanie kciuków, za chwil parę przyjedzie po mnie Q. Jezu, jak miło wreszcie nie musieć martwić się o to jak wrócić do domu po 23, kiedy to odjeżdża ostatni autobus ;)

Continue reading...

czwartek, 18 marca 2010

sponsorem tytularnym na kilka najbliższych wpisów zostaje?


... literka Q (która zasadniczo łączy się ze sponsorem poprzednich wpisów, literką K)

Ehhhh,
i znów jestem na wiosenno-Q*** haju :)) Dżizaz jak mi z samą sobą dobrze :) I nawet moja madre nie zdołała mi popsuć humoru rano na zbyt długo :) Wystarczył jeden, konkretny uśmiech, małe zderzenie z oknem, trochę szyderczego droczenia, zapowiedź środowego wypadu do kina, bliżej nie określonego w czasie wypadu do Rożnowa i małych wyścigów, które niestety wygrał Q., bo ma lepszy silnik i znów jestem uśmiechnięta.

Kilka szczegółów mojego planu wymaga dopracowania, ale zasadniczo wszystko jest jak na najlepszej drodze :)) Problemem może być jednak wyżywienie, ale tym będę martwić się później :))

Myślę, że się baaaardzo zauroczyłam ;> Na zdjęciu - ja w nerdach. Q. może też kiedyś pokażę, bo mu walnęłam taką fotę ostatnio, że jak ja na nią patrzę to sikam po gaciach :D Moja sis, która jeszcze nie miała okazji poznać pana Q., jak jej pokazałam to zdjęcie to stwierdziła, żew życiu by nie powiedziała, że taki facet mi się spodoba, po czym zrobiła poprawkę na dłonie i zmieniła zdanie :D

Continue reading...

środa, 17 marca 2010

Sponsorem pomocniczym




...dzisiejszego wpisu, jest również literka K. :D

Tak wiem, godzina kompletnie nie moja, ale mój organizm postanowił obudzić się o 7 rano! Pomimo tego, że do domu wróciłam koło 1, a zasnęłam o 2. Motherfucker. Kurwaaaa, nie jest dobrze skoro nie mogę spać, jedzenie średnio mi potrzebne do szczęścia... Ehh, w ogóle bardzo mało mi ostatnio do szczęścia potrzebne :D

Tekstem wczorajszego wieczoru było "odkąd zaczęli rozmawiać o samochodach to napięcie seksualne tylko między nimi wzrosło".... ;)

Jestem prawie pewna, że znalazłam bardzo odpowiadającą mi kombinację faceta :) Inteligentny szyderca. Dżizaz, a myślałam, że inteligentni faceci wymarli.

Sukienka z allegro do mnie idzie, mam nowe buty, które pokaże zapewne niedługo, nerdy glasses, w których wyglądam fuckawesome i zajebisty wyszedł mi kolor po farbowaniu :)) Generalnie jak widać więc mam humor genialny, więc z uśmiechem na twarzy czekam aż coś mi go spieeerdoli. :)

Soundtrack wczorajszego powrotu do domu :) Aczkolwiek słowo "powrót" wydaje mi się zbyt lakoniczne, wolne i w ogóle jakieś turbochujowe ;)



Continue reading...

sobota, 13 marca 2010

Dzisiejszy wpis sponosruje lieterka...


Zostało mi pół godziny do zabicia w pracy, zanim będę mogła zwinąć śniadanie :)

Pogoda ani mój organizm mi nie sprzyjają. Pogoda jest wybitnie chujowa, a moja macica wczoraj postanowiła zacząć krwawić. Sucz!

W ramach pocieszenia zakupiłam więc na allegro sukienkę :D A co:P Należy mi się ;)

Dzisiejszy dzień, jak i prawdopodobnie kilkanaście poprzednich i mam nadzieję wiele następnych sponsoruje liertka 'K'.
K. jak K. nr 1, K. jak K. nr 2. Czekam który pierwszy znajdzie jaja i uczyni pewne kroki. Na zabawę w Kotka i myszkę jestem już za stara
K. jak kurwaaaaaa (dla pogody i okresu)
K. jak kjut (sukienka moja nowa :P)
K. jak Kapelusznik, bo niestety Johny Deep nie posiada literki 'k', co jednak nie przeszkodziło mu w powaleniu mnie na nogi w "Alicji...". Byłam w kinie wczoraj. W 3D i oficjalne moje stanowisko brzmi, że jednak wolę filmy normalne. Więc chcąc nie chcąc "Alicję..." planuję zaliczyć raz jeszcze w wersji zwykłej. Tim Burton oficjalnie dostaje miano mojej artystycznej drugiej połówki.
i K. jak katastrofa, czyli fakt, że musiałam wstać pół godziny wcześniej, bo grupa durnych nastolatków ze Szwecji zażyczyła sobie śniadanie o 7:30. Jesus
Continue reading...

środa, 10 marca 2010

Bitch, please :]



Piję drugą kawę i powoli zbieram się do ogarnięcia mojego pokoju :) Słonko świeci, ja mam dobry humor. I nie, nie będę zdradzać dlaczego :P Usłyszałam za to, że gdyby mój kolor włosów był naturalny to przynajmniej można by było jakoś wytłumaczyć mój wredny charakter :P Co ja poradzę, że kolor włosów dostosowałam do charakteru ;)

Od kilku dni chodzi za mną uparcie piwo z sokiem imbirowym, mam nadzieję, że niedługo wreszcie zawita do mojego przełyku :)

Wczorajszy Rob był trochę za duży, więc dziś będzie mniejszy :D


Continue reading...

wtorek, 9 marca 2010

Because I said so


Mam chipsy bananowe, TwiFici z AwkWard Contest, kocyk i zieloną herbatkę z opuncją. Chwilowo do szczęścia brakuje mi tylko jednego. No, może dwóch :P Generalnie wczoraj miałam wybitnie-zjebany-dzień-połączony-z-wybitnie-pochujaną-nocą. Żyć nie umierać. Dziś jestem już bardziej do życia, ale tylko dlatego, że zrezygnowałam z wykładu, który moim zdaniem odbywa się w środku nocy, bo o godzinie 8 rano i poszłam na uczelnie dopiero na 11. Co za dużo to nie zdrowo! Jutro robię sobie dzień wolny, a przy okazji pewnie beauty afternoon :)
Miałam zapewne jeszcze coś ciekawego do przekazania, ale jak wiadomo moje komórki mózgowe czasem odmawiają współpracy :)
A ponieważ ogólnie znana jest moja słabość do Roba, a w szczególności słabość do Roba i jego dłoni oraz Roba i jego torsowego zarostu to nie mogłam się powstrzymać:



Continue reading...

piątek, 5 marca 2010

"Whatever juice monkey, my clit is bigger than your dick. And you're welcome. I didn't want you bringing fleas into the house, or listen to you moan


Ehhh, miałam ciężki tydzień. Więc właśnie w ramach nagrody sączę sobie martini ze spritem, czytam TwiFic i jestem zadowolona. W przyszłym tygodniu planuję iść na "Alicję w Krainie Czarów". Kocham Tima Burtona, więc nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie zobaczyć tego filmu. W ramach beforka przez cały weekend mam zamiar zrobić sobie mini maraton jego filmów. Uwielbiam "Nightmare Before Christmas", "Sok z żuka". Jestem bardzo ciekawa co tam namodził z moją ulubioną bajką z dzieciństwa, pamiętam, że chyba miliard razy czytałam "Alicję", kiedy dostałam od mamy książkę w wersji disneya. Ahhh :) Zapewne poszłabym już w ten weekend, ale czekam na wypłatę :)

Z butami też czekam do środy... I nie wiem czy kupić te, które mi się podobają, ale prawdopodobnie będą przydatne jedynie na imprezę czy kupić coś innego... Ehhh...

No i oczywiście, jak mogłam zapomnieć! MOTHERFUCKING MUSE :)))) Na pewno ich nie przegapię. A kilka dni temu zastanawiałam się czy zbierać kasę na Open Air'a czy odpuścić sobie i pójść na Coke Music Life Festival. Jak widać headliner zdecydował za mnie, bo za żadne skarby świata nie przegapię genialnego Muse, kiedy grają w moim mieście. Karnet kosztuje 200 zł, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem tej kasy w mojej skarbonce :)) Jeszcze nie bardzo mam z kim pójść, ale jeden kumpel już coś wspominał, że może się wybierze. Z resztą, nawet jakbym miała tam iść sama to za żadne skarby świata nie przepuszczę takiej okazji.

Chciałabym takie buty :) między innymi oczywiście :))
Continue reading...

wtorek, 2 marca 2010

I'm not usually this bitchy. Well, sometimes I am. I prefer the terms sarcastic or cynical, though.




Hmmm, usnęłam dziś na wykładzie, co prawda tylko na chwilę, bo kumpel uprzejmie mną potrząsnął, ale jednak. Zdarzyło mi się to drugi raz... A wszystko przez to, że nie miałam pod ręką dawki kofeiny, którą teraz na szczęście już posiadam :)) i czuję się o niebo lepiej.
Powiedziałabym, że sen jest przereklamowany, ale wychodzi na to, że jednak nie jest. Dlatego też odpuszczam jutrzejszy, poranny wykład (z baaaardzo yummi panem doktorem) i odsypiam. Ostatnio nie mogę wysiedzieć w domu. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale jednak dawka mojego snu jest zbyt mała do sprawnego funkcjonowania. Nie, nie narzekam, bo moje "nie-siedzenie-w-domu" było totalnie tego warte :) Szczegółów na razie zdradzać nie będę, co by nie zapeszyć :] I jeszcze gratis złapałam przeziębienie, to znaczy ono ponownie mnie złapało, bo już prawie byłam zdrowa. Prawie robi jednak różnicą :))

A oprócz tego jestem w siódmym niebie także z innego powodu :) 28.02 był dniem wdzięczności dla czytelników TwiFic (czytaj min JA :D ) i w ramach podziękowań dostałam całą masę nowych rozdziałów. Jeszcze nie zdążyłam wszystkiego przeczytać :)
Continue reading...
 

Ginger-Charlotte Copyright © 2009 Designed by Ipietoon Blogger Template In collaboration with fifa
Cake Illustration Copyrighted to Clarice