piątek, 30 marca 2012

Chuck: It's a bird! It's a plane! It's super-baby! Aw, are you sad? Are you gonna go fly home to your mommy? Jamie: No, I'm gonna walk away


Guess how's back?
Yep, me. Po tygodniowym pobycie na ziemiach nie polskich, powróciłam. Z tarczą i z babcią na tylnym siedzeniu. Po dziesięciu godzinach w samochodzie, kilku(nastu) przerwach na siusiu udało nam się dowieźć babcię na miejsce przeznaczenia (mieszkanie cioci). Cudem nad jakkolwiek-nazywającą-się-rzeką-w-Bayreuth było samo przekonanie babci, że powinna wracać do Polski. Zajęło nam to kilka dni, ale ważne, że się udało. Babcia co prawda już ma swoje teorie (pies cioci ma chore tylne łapy, a blok, w którym znajduje się mieszkanie niedługo się zapadnie), ale dajemy radę.

Z innych nowości - kupiłam bilet na OWF!! Linkin Park! Here i come! dobra wiadomośc jest taka, że moja BFF załatwiła sobie i mnie nocleg (może być awkward, bo nocleg jest u jej byłego chłopaka, który nieoficjalnie za mną nie przepadał), zła jest taka, że jedna z moich kumpel została na lodzie jesli chodzi o nocleg. Cóż, muszę stać się trochę bardziej egoistyczna. Nie mogę szukać i załatwiać wszystkim noclegu, a biorąc pod uwagę, że jest to weekend otwarcia Euro... enough said.

Ale zanim oddam się muzycznym orgazmom na stadionie znianwidzonej warszawskiej Legii (no offence to any of you, who are from stolyca), czeka mnie jeszcze jeden wyjazd. Wypada mniej więcej miesiąc wcześniej. Jadę na weekend away. W to samo miejsce, gdzie spędziłam sylwestra tylko w trochę większej ekipie. Mam nadzieję, że będzie równie naaaajs i może obejdzie się bez kaca. O to bym się nie obraziła.

Wracając do moich dwóch ulubionych, zdrowych obsesji. Wreszcie wzięłam się za One Tree Hill. Zwlekałam i zwlekałam, ale stwierdziłam, że skoro leci teraz finałowy sezon to mogę zacząć oglądać ze spokojnym sumieniem. Obecnie jestem w połowie 6 sezonu. I jak do tej pory jest best ever. Mały Scott jest super, prawie wszystko jest super. W zasadzie nie wiem czemu zwlekałam z tym serialem. I mean, come on. Znacie mnie. Muzyka, moda i sport. Trochę miłosnej dramy, słodki dzieciak. Czego chcieć więcej. Wiem czego, facetów biegających bez koszulek. Hello, have I mentioned koszykówka? Yep, Chad Micheal Murray i James Lafferty. I oto własnie składniki, które tworzą mój ostatni ulubiony serial. Do tego ostatnio doszła Sam, która wiąże się z innym serialem, który polubiłam.

Awkward. Nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek coś co nadaje stacja MTV mi się spodoba, ale chylę czoła i nadaję Awkward place numero uno. Dziękuję.




Obsesja bumer 2. Jakbym chciała Wam pokazać moje ostatnie zakupy to trochę by to zajęło, więć ograniczyłam się do 2/3 tego co mam na sobie.

Kolczyk via H&M 15 zł + gratis flirt z Panem sprzedawcą. Ostatnio co prawda widziałam tam lepszego, ale jak na razie trafił mi się tylko raz. Moja ręka na tak samo moim czole bynajmniej nie ma jakiegoś głębszego przesłania artystycznego. Zasłaniam turbo pryszcza, który postanowił zadomowić się na środku mojego czoła i zawładnąć każdym jednym zdjęciem, które próbowałam zrobić.

Pierścionek, również via H&M - 10 zł. Polowałam na niego od dłuższego czasu, to znaczy odką zobaczyłam go na fashionliscie. W moim h&m go nie było, ale udało mi się go przy okazji dorwać w innym, mniej uczęszczanym. No hot guy this time. Od razu też pragnę Was przeprosić za jakośc zdjęć, gdyż obecnie znajduje się w pracy i jedyne czym dysponuje to kamera w moim laptopie (postanowiłam brać go ze sobą ze względu na regularne strajki komputera służbowego)

W gratisie możecie zobaczyć zajebisty kolor w jakim muszę spędzać około 160 godzin miesięcznie. I nie, nie udało mi się przyzwyczaić.




Continue reading...

piątek, 9 marca 2012

I do not fucking do cusual





Drogą losowania wybrałam najpierw wiadomości z koszyka: złe.
Z babcią (moją) (mieszkającą 800 km od nas, w Niemczech) jest coraz gorzej. Sama od kilkunastu lat, nigdy nie dała się namówić, żeby wrócić do Polski. Zapomina dni tygodnia, nie chce jej się jeść, przygłuchła... Jak widać nie jest dobrze, więc mua i mamua mua jedziemy w sobotę interweniować. Nie wiadomo dokładnie w jakim babcia jest stanie, nic nie wiadomo. Wersja optymistyczna jest taka, że babcia wraca z nami do PL, średnia taka, że uda nam się załatwić opiekunkę i zacząć załatwiać dom opieki, czarny scenariusz przewiduje, że niemiecka służba zdrowia/ubezpieczalnia/zus jest równie chujowy jak w Polsce i załatwimy jedno wielkie dymiące gówno. Zobaczymy, tak czy siak czeka mnie z mamą 1600 km w samochodzie, co średnio podoba się każdej z nas.


Teraz z bardziej pozytywnych spraw. Dochodzę do wniosku, że była szefowa mojej mamy (tak, ta która ją zwolniła) jest jebanym, jasnowidzącym, nienawidzącym mnie, czarcim pomiotem. To jest kurwa niemożliwe, żeby ona nie wiedziała jak wiele festiwali i koncertów chciałabym w tym roku obskoczyć. Zwłaszcza, że chwilę temu doszedł do tego grona Orange Warsaw z headlinerem w postaci Linkin Park! Kurwa! To od nich zaczęła się moja przygoda z cięższymi brzmieniami, więc jak mogłabym nie jechać? Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ceny biletów pozostaną tak samo przystępne jak w zeszłym roku (80 zł za dwa dni, 50 zł za jeden) i będzie mnie stać na to, żeby a)kupić bilet, b) kupić bilet pkp (chociaż tutaj mam nadzieję trafić na taniego "polskiego busa" lub też coś co brzmi podobnie, bo o ile się nie mylę to do Łodzi kursów z Krakowa nie ma, ale do stolycy już powinny być) c) znaleźć jakąkolwiek bratnią koncertową duszę d) znaleźć nocleg, chociaż tutaj prawdopodobnie będzie najmniejszy problem. Niestety po raz 3 będę musiała przecierpieć 1/2 dni w Warszawie, a jak wiadomo nie jest to moje ulubione miasto, zwłaszcza, żem z Krakowa. Czego się nie robi dla miłości. Chester, Mike... here I come (powstrzymam się tutaj od tego, co podsuwa mi mój mózg - dwuznaczności tego wyrażenia w języku angielskim).



Już czuję jak te piękne brzmienia z wielkich głośników rozwalają mi klatkę piersiową :)


Continue reading...

środa, 29 lutego 2012

My new treasures and some bitching






Z dobrych wiadomości, pani prezes przeszła kawałek po rozum do głowy. Dyscyplinarka nie ma. Ze złych - nie doszła aż tak daleko, żeby zdać sobie sprawę, że sobie bez mamy nie poradzi. Oczywiście, że nie ma ludzi niezastapionych, ale od kazdej reguły sa wyjątki i moja mamunia właśnie nim jest. Generlanie jak na razie do maja mamy byt zapewniony. Co będzie dalej? We will see.

Dostałam zawrotny zwrot podatku, który został przeznaczony na a) spłatę większego kawałka komputera, b) to co na zdjęciach poniżej.

Pierścionki: gwieździsta kolczatka: Diva, dwupalcowa kolczatka, YSL wanna be: edibazzar

Shoooooes!!! : Beżowe: allegro ;) leofersy: deezee.pl

Czekam na wiosnę. Dziś prawie, prawie było ją czuć tylko wiatr psuł fryzury i do tego ciap ciap błotko.

Czy coś jeszcze nowego? Ano byłam na imprezie, spotkałam mojego "byłego" (cudzysłów użyty w celu podkreślenia braku związku emocjonalnego :P), alleluja dostał pracę w Poznaniu, więc jak tylko się obroni nie będę się musiała obawiać, że spotkam jego (wcale nie tak) krzywą mordę, co niestety zdarza się często, gdyż moja miejscówka na beforki znajduje się dokładnie piętro wyżej od niego.

Dziś krótko, bo zaraz zmykam do pracy. Nawet nie wiecie jak mi się nie chcę, zwłaszcza, jak przypomnę sobie, że zmieniam jestem-tak-głupia-że-nie-wiem-w-jakim-województwie-leży-Poznań M.. Na szczęście dzięki mojemu uroczemu biczingowi M. ma dziś ostatnią zmianę :) Me gusta. I tak, dawałam jej szansę przez 3 miesiące, ale jak ktoś nie szanuje pracy do ja go do tego nie zmuszę, a nie mam zamiaru za każdym razem robić za niego.
Continue reading...

środa, 15 lutego 2012

Do you know these days, where the only thing you think is "fuck you world"?




Okurwieje! Najzwyczajniej w świecie trafia do jebanego wariatkowa. Kiedy wszystko w końcu zaczynało się układać, kiedy miałam w miarę sprecyzowane, piękne, letnie koncertowo-festiwalowe plany, wszystko to musiał szlag jasny w postaci byłej szefowej mojej mamy, trafić. A na dodatek dziś szanowny Alter Art ogłosił takich artystów na openera, że mało brakowało zabiłabym się nikotyną.

Kurwa!
Kurwa!!!!!

Jestem wściekła! Rozumiem, że na jebanych Redhotów i Coldplaya kasy nie ma, bo szkoda mi tylko na jeden koncert, ale kurwa. Jebana nowobogacka, zachłanna cipa zniszczyła chwilowo (módlmy się, żeby tylko) życie 4 osobom i ma na to kompletnie wyjebane.
Dawno nie miałam ochoty kogoś tak rozszarpać jak w tym momencie tej kobiety.

Nie wiem ile zrozumiałyście z mojego wściekłego gadania, ale sprawa wygląda wybitnie chujowo. Mama w poniedziałek straciła pracę, z dnia na dzień, bez wypowiedzenia, a co za tym idzie bez 3 miesięcy z pensją na szukanie pracy. Powód zwolnienia jest oczywiście turbo śmieszny i każdy kto zna się na hotelarstwie tak właśnie twierdzi (czyli 99% znajomych mamy). Pani prezes oczywiście nie wystarcza 200 tys zysku z 2011 chce kurwa więcej. Do kobiety po prostu nie dochodzi, że siła turysty nie wyciągniesz na urlop, a tym bardziej nie wskażesz mu miejsca. Nie będę się nad tym dłużej rozpisywać, ale sprawa wygląda tak, że pani prezes bardziej ufa swoim koleżaneczkom, które jej mówią, że mają 100% obłożenia (co jest kurwa tak bardzo niemożliwe) i 7896535478 milionów zysku miesięcznie niż mojej mamie, która pracuje w hotelu od 78 roku! NO KURWA!!


Dziś mama miała jedną rozmowę, załatwioną szybko, po znajomości (jak się domyślacie nie po znajomości trudno będzie znaleźć pracę kobiecie po 55 roku życia :/), do jednego nowotwierającego się hotelu sieciowego, w której to sieci mamusia już owszem pracowała jakieś 29 lat. Mówi, że poszło jej dobrze, do końca przyszłego tygodnia będzie wiadomo. Błaaaagam kurwa!
Jutro jedziemy do szlachetnego urzędu, który to nosi wdzięczny skrót PIP, poradzić się darmowych panów prawników prawa pracy czy mama ma szanse w sądzie, bo co jak co, ale 9 tys za 3 miesiące jej się kurwa należy, zwłaszcza za te bzdury, które pani-mam-w-kurwę-pieniędzy-ale-chcę-jeszcze-więcej-prezes wypisała przy wypowiedzeniu umowy.
Na dzień dzisiejszy oszczędności wystarczą nam na max 3 miesiące. Ja chwilowo jestem jedynym źródłem dochodu w mojej rodzinie, bo mój szanowny tatuś, który na bank urodził się w złym kraju, a nie wspomnę już o kontynencie (nie mam nic do arabów, ale mój ojciec zachowuje się jak jeden), swoją marną "L" zarabia na swój pierdolony ZUS (i to też nie zawsze) i na benzynę. Więc ja i mój marny 1000 zł, które wcześniej (oprócz zalewania baku raz na jakiś czas i sporadycznego płacenia rachunków) miałam do dyspozycji tylko dla siebie ma starczyć na utrzymanie 4 osobowej rodziny, w tym wyrośniętego gnoja (mojego brata), który w wieku lat 19 pochłania takie ilości produktów spożywczych, że gdyby lodówka mogła mówić to już dawno narzekałaby na zwichnięcie stawy drzwiowego.

Wyżyłam się.
Nie chcę Was za bardzo rozpieszczać, bo dwa wpisy w tak krótkim odstępie czasu to jak wiecie rzadkość. Dlatego kolejny będzie zapewne po moim powrocie z Pyrlonadii.


Continue reading...

niedziela, 12 lutego 2012

"Wow. Sitting on your hands doesn't work at all when your best friend calls you a whore to your face. Who knew?"





Wiecie ile zajmuje kiedyś najlepszej przyjaciółce odpisanie na maila, w którym wylewałam swoje żale i tłumaczyłam dlaczego mam na nią wyjebane? Półtora jebanego miesiąca. Jestem taka zła, że gdybym mogła to bym ją skrzywdziła. A zaczynanie maila "Przepraszam, że dopiero teraz odpisuje, ale szczerze mówiąc nie miałam wcześniej na to ochoty..." Oczywiście słowa kompletnie wyrwane z kontekstu, więc mają o wiele większy wydźwięk niż powinny mieć, co jednak nie zmienia faktu, że po samym wstępie miałam ochotę wstać i rozpierdolić mój telefon (na którym czytałam maila). Dalsza część to oczywiście blablabla, wymówki, blablabla, jedno przepraszam i oczywiście wyrzuty. No kurwa. Ja wiem, że nie tylko ona jest winna, ale zdecydowanie wygrywa 70% do 30%. Chwilowo staram się nie odpisywać na gorąco, bo przecież bym ją mailowo zmiażdżyła. Ja i moje urażone uczucia to nie jest najlepszy sposób na odpisywanie na emocjonalne maile. Fuck her. Odpisze jak przejdzie mi żądza mordu.

Teraz z przyjemniejszych rzeczy. Byłam w środę u fryzjera. Musiałam coś zmienić na mojej głowie, bo chciało mnie rozerwać od środka z braku włosiastych zmian (nie, żeby moje rudości mi się znudziły). 2 h siedzenia w fotelu mojej ulubionej i jedynej fryzjerki (od 10 lat) i oto jest efekt. Włosy są bardziej marchewkowe i będą blond końcówki. Władca moich włosów stwierdził, że lepiej najpierw je rozjaśnimy, a potem farba na końcówkach się zmyje i będzie tak jak będę chciała :) Przez chwilę byłam nawet ultra blond, po dłuższym zastanowieniu, jak już będę się starzeć to źle mi w blondzie nie będzie.





Z innych dobrych wiadomości za tydzien o tej porze prawdopodobnie będę już wyleczona z kaca jaki czeka mnie w trakcie mojej wizyty w stolicy wielkopolski. Wyjeżdżam czwartek/piątek, wracam niedziela/poniedziałek. Kawa z Marteniczką, impreza urodzinowa mojej Ann, takie są plany. Nie jest źle, a będzie jeszcze lepiej. Do tego we wtorek prawdopodobnie czeka mnie kolejny melanż. Co budzi obawy mojego żołądka, ale wytrzymywał już gorsze rzeczy (na przykład trzy tygodniowe chlanie dzień w dzień, teraz jak sobie o tym pomyślę, to nie ma czym się chwalić, ale wspomnienia zostaną).




Continue reading...

wtorek, 31 stycznia 2012

What to watch and other bullshit




1.Opublikuj u siebie na blogu taga.
2.Napisz kto Cię otagował.
3.Zaproś co najmniej 5 innych blogów.
4.Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali.

Zaproszona zostałam przez oraz http://julia-just-maria.blogspot.com/ i http://martynyswiat.blogspot.com/

Żadna z Was nie wie jakie to nieszczęście na siebie ściągnęła. Jak powszechnie wiadomo należę do zautodiagnozowanych i nieuleczalnych serialoholiczek, więc kilka tego uzależniającego cholerstwa tu będzie. Polskie seriale omijam szerokim łukiem i nie zamierzam tego zmieniać.

Pierwsze i najlepsze:

Grey's Anatomy:

Zwane także na terenie polski "Chirurdzy". Najlepszy serial jaki kiedykolwiek oglądałam. Ma wszystko, co powinien mieć 'mój' serial. Drama, zabawne dialogi no i nie można tu zapomnieć o Marku Slaoanie oraz moim serialowym alter ego - Lexie (gdybym tylko miała fotograficzną pamięć).

Uwaga: poniższe seriale nie są ponumerowane według żadnego logicznego kryterium (chyba, że logicznym nazywacie moją podświadomość, jeśli tak - przestańcie)


The Big Bang Theory.



W żadnym przypadku nie znam się na fizyce, ani innej nauce ścisłej, co jednak pozwala mi na 20 min banana za każdym razem, gdy oglądam nowy odcinek. Banda fizycznych/fizykoastronomicznych/inżynieryjnych geniuszy i jedna blondynka wanna be actress? Yep, I'm all in.

Veronica Mars.



Serial odkryłam przez zupełny przypadek kilka lat temu. Wsiąkłam. Do tej pory jestem wściekła na producentów, którzy przerwali sezon po 3 sezonach, nie wspomnę już o tym jak bardzo chujowe było zakończenie. Chyba najlepszy serial dla młodziezy licealnej. Jak byłam ową właśnie młodzieżą chciałam być Veronicą. Każdy sezon to jednak sezonowa "zagadka" oraz jedna mniejsza w każdym kolejnym odcinku. Veronica jest najinteligentniejszą dziewczyną ever! Oczywiście nie mogę zapomnieć o Loganie, którego na początku nienawidzi się szczerze i serdecznie, ale w okolicach 20 odcinka pierwszej serii zmiana zdania gwarantowana.

Gossip Girl.



xoxo you know you love me. Oczywiście, że na liście nie mogło zabraknąć Gossip Girl. Ogląam serial od pierwszego odcinka, głównie za sprawą Kirsten Bell (która grałą Veronicę), która podkłada głos pod tytułową Plotkarę. Do tego piękne ciuchy, Nowy York no i Queen B. Och, jak mogłam zapomnieć - Chuck Bass, który do końca życia zostanie w moim private spank bank :D



Supernatural



Jeden z dwóch supernaturalnych' seriali jaki oglądam z uwielbieniem (nie biorąc pod uwagę mojej chwilowej fascynacji Vampire Diaries). Nie chodzi nawet o same supernaturalne cuda, chociaż pod tym względem serial też jest mocny, widać konkretną myśl przewodnią. Prawdziwą zajebistością są dialogi i miny Dean'a. No ja kurwa z tym człowiekiem nie mogę i gdyby istniał ktoś taki naprawdę to bez wahania powierzyłabym jego plemnikom moją macicę.

Misfits.

Drugi z supernaturalnych. No kurwa genialny. Drugi strzał w 10 brytyjskiej stacji. Jest trochę "supernaturalności", teksty są boskie, aktorstwo też świetne. No i mój ukochany britisz akcent :) No i Simon. Simon bije wszystko.

Skins.

Kolejny brytyjski, zajebisty serial. Sex, drugs and Effie? Yes and please.


Wyżej wymienione miłości mojego życia są tylko częścią serialowej choroby. Dla chętnych mogę polecić jeszcze:
2 Broke Girls - 1 sezon dopiero leci, ale jeden z lepszych sitcomów
How I Met Your Mother - dwa słowa: Barney Stinson
New Girl - również nowy, ale ciekawy.
The OC - come, on. MAm 23 lata, jak leciał miałam 17 :) wolno mi, poza tym i tak najbardzej podobał mi się sezon ostatni, w którym nie było pieprzonej Marisy.
Desperate Houswives - Gabby jest moim prywatnym guru, a Susan i Mike moim wymarzonym związkiem
Secret Circle - supernaturalny serial numer 2, który sama nie wiem czemu mnie wciągnął.
Glee - zawiesiłam się z ostatnim sezonem, ale mogę polecić, na początku trochę dziwnie się ogląda, ale kilku ciekawych rzeczy mnie nauczył.
Hart of Dixie - urocza Rachel Bilson
Chuck - oglądałam, ale przestałam. Może wrócę.
House - come on.... czy jakikolwiek komentarz jest potrzebny?
Life Unexpected - trochę krótki, ale uroczy i zabawny.

Na pewno o jakimś serialu zapomniałam, więc wybaczcie.

Teraz czas na odrobinę mojego freestyle. Jutro jadę po aparat, który zostanie zakupiony na raty, na które nie wiem jakim cudem udało mi się przekonać moją mamę. Ważne, że działa i soon moje postanowienie noworoczne zacznie działać.

Oprócz tego nic ciekawego się nie dzieje. No chyba, że brać uwagę fakt, że siedzę za moim recepcyjnym biurkiem, w przewodzie pokarmowym zapanował armagedon, a goście siedzą za ścianą i nie mam jak się ruszyć. Zaraz w przypływie desperacji przywdzieję kurtkę (którą ukradłam tacie, bo dłuższa i fajniejsza niż moja, a mój budżet nie przewidywał w tym roku nowej kurtki zimowej) i wyjdę na szluga. W zimie wolno nam palić w środku :D

Do tego udało mi się pomimo całego internetowego zamieszania dorwać (przemilczę w jaki sposób) De Luxe Edition płyty Lany Del Rey i pomimo podzielonych opinii dalej ją uwielbiam. Kontynując wątek muzyczny. Co się kurwa dzieje?! Billy Talent, Franz Ferdinand!!!! Pytanie za 100 punktów. Skąd ja kurwa na to wezmę pieniądze?
Continue reading...

niedziela, 22 stycznia 2012

Caroline: You need to react when people cry Max: I did! I rolled my eyes!









Trochę się pozmieniało. Zrezygnowałam ze studiów (sic!), nie będę tłumaczyć dla czego, po co ani na co. Ważne jest to, że od 1. kwietnia będę mogła przejść z umowy zlecenia na umowę o pracę, co ma oczywiście swoje dobre i złe strony, ale głównie dobre, bo będę już od lutego będę miała więcej godzin, a co za tym idzie więcej $. Więcej $ wiąże się z jednym z moich postanowień noworocznych, którym w teorii było założenie modobloga (już wyobrażam sobie jak lwia część osób, które to czyta wywraca oczami, więc od razu mówię, że zdaję sobie sprawę z tego wszystkiego, dlatego też [tak, tak Olcia, usprawiedliwiaj dalej marny stan swojego konta] moja inwestycja przejawia się w ciuchach, butach i poszukiwaniu kogoś, kto potrafi robić zdjęcia. Do tego wpadłam na pomysł połączenia moich dwóch (i jedynych) noworocznych postanowień. Jak wiadomo standardowym i czasem dożywotnim postanowieniem każdego grubaska (czytaj Olci) jest zrzucenie brzucha/bioder/ud (niepotrzebne skreślić lub też, w wypadku Olci zakreślić w kółeczko wszystkie), a biorąc pod uwagę moją wybitnie słabą silna wolę, to jak widać na załączonych zdjęciach (dla chętnych znajdują się one pewnie kilkanaście postów wcześniej lub na fb) potrzebna mi dodatkowa motywacja. Doszłam więc do genialnego wniosku, że w ramach wzmocnienia mojej silnej woli potrzebuję dopingu/hejterstwa w postaci upublicznienia swojej sylwetki dla większego grona.



Oczywiście powody, dla których zakładam modosroga są w skrytości moich marzeń zupełnie inne, ale jedno nie wadzi drugiemu. Tak więc proszę o trzymanie kciuków za sukces, na obu polach. Jak na razie po 7 dniach lekkiego oczyszczania 2 kg w dół. Dopiero początek, ale cieszy.

Dla rozluźniania i dla żądnych nowych seriali polecam 2 broke girls, które znalazły się na mojej top liście seriali komediowych! Sikam ze śmiechu przy każdym odcinku :)



Continue reading...

czwartek, 12 stycznia 2012

"Didn’t you say you wanted to piss on her tits? Probably best to keep that kinda thing between you and your internet service provider."




Nowy Rok dawno za pasem, a u mnie na blogspocie pusto jak 25 lat temu na półkach w sklepie. Nie, żebym wiedziała z autopsji jak to było, ale od czego są rodzice, którzy nigdy nie zapomną mi wypomnieć jak to musieli kombinować.

Co do Sylwestra, to oczywiście dla chętnych zdjęcia są na facebook'u. Nie wiecie pewnie, że w tę piękną noc, którą spędziłam pod Trzema Koronami, nawalona jak na górskiego turystę przystało taką też herbatką, wódką marki Żubrówka oraz wodospadem szampana stałam się ofiarą moich własnych alkoholowych uniesień, które w tym roku padły na konie. Jak to na kuligach bywa, konie, w ilości 4 były obecne. Biorąc pod uwagę, że wraz ze wzrostem spożytego przeze mnie alkoholu, wzrasta również poziom mojej 'uczuciowości', nie powinien nikogo dziwić mój nagły przypływ miłości do koni, które jak to ja musiałam iść i pogłaskać. Niestety, moi rodzice, zajęci wypominaniem mi ileż to życia na mnie stracili i jak to nie musieli harować, zapomnieli wspomnieć, że zwierzęta nie lubią pijanych ludzi (jak te biedna 4 kopytne stworzenia zniosły liczbę ponad 20 najebanych osób is beyond me). Po pierwszym, drugim i trzecim udanym podejściu, podejście numer 4 okazało się być bolesne, bo koń albo pomylił mój kciuk z marchewką (aczkolwiek wersja z kostką cukru byłaby tutaj bardziej na miejscu, biorąc pod uwagę, że kciuk, tak jak i mój wzrost jest krótki) i skutecznie ujebał mnie w niego. Do tej pory w palcu, który odróżnia nas od większości innych ssaków, nie mam całego czucia, ale jest lepiej. Przez pierwsze dni nawet odpalenie papierosa prawą ręką sprawiało problem.
Ogólnie wyjazd sylwestrowy jak najbardziej na plus. Gdyby ktoś kiedyś chciał wybrać się do Sromowców Wyżnych mogę z czystym sumieniem polecić miejsce do zakwaterowania.

Co do innych ciekawych rzeczy to niestety brak. Wyprzedaże, po tym jak już dostałam wypłatę nie zaoferowały mi nic ciekawego poza dwiema spódnicami z H&M i dwiema branslotkami z Camaieu. Padaka straszna w tych sieciówkach, w lumpach ostatnio też bida. Cóż, przynajmniej moje konto bankowe ma się lepiej :)



Jedyne co mnie ostatnio cieszy to fakt, że powoli seriale wracają do normalnego trybu, więc jutro czekają na mnie Greysi i Big Bang Theory. Dla serialoholiczek mam za to do polecenia Misfits, w wersji brytyjskiej oczywiście. Nawet jeśli znacie angielski do obejrzyjcie wersję z napisami, bo może zająć kilka odcinków zanim się przestawicie na odpowiedni akcent :)

Continue reading...

czwartek, 22 grudnia 2011

Christmas coming, Olcia going...



Nawet nie wiecie jak się ciesze, że przez następne kilka dni uda mi się złapać chwilę oddechu. Jak na razie siedzę w pracy do 7 rano, jutro to samo, ale za to od 27 mam wolne i jadę w pizdu. Muszę się na chwilę wyrwać, bo zwariuję. Jakby było mało to odezwała się moja wspaniała ex-przyjaciółka z pytaniem czy chcę się z niż spotkać po świętach czy całkowicie odpuściłam już znajomość z nią. Nie bardzo wiem czego ona się po mnie spodziewa, zwłaszcza, że jest to dokładna powtórka z tego co było w zeszłym roku, też ' pogodziłyśmy się' po świętach. Czy ona myśli, że odpiszę jej na tego smsa w 160 znakach?

Święta? Nie jest mój ulubiony czas w roku, ale to pewnie z tego względu, że mojej rodzinie daleko do ideału. Dlatego cieszę się, że praktycznie cały pierwszy i drugi dzień świąt spędzam w pracy. Płacą mi za to podwójnie, więc dla mnie win win sytuacja.

Możliwe, że w drugi dzień świąt czeka mnie impreza, ale to jak co roku okaże się w drugi dzień świąt, ponieważ mój najlepszy kumpel nie wierzy w opcję "powiadom Olcię wcześniej".

Co jeszcze? Ano jakżeby inaczej, moi lektorzy (w liczbie 3) również nie znają słowa "odpoczynek", w ciągu świąt mam więc tyle do zrobienia w kwestiach uczelnianych, że zaczynam się zastanawiać czy oni zdają sobie sprawę, że studenci to ludzie, a nie roboty.



Polecam świetną, genialną, od ostatniego tygodnia moją ulubioną wokalistkę. Posłuchajcie, mam nadzieję, że zakochacie się tak jak ja :)








Idę pochłonąć kawałek ciacha, które zostało z wczoraj hostelowej wigilii :)

Wszystkim Wam życzę spokojnych, rodzinnych (bardziej niż moje), wypełnionych ciepłem i uśmiechem Świąt :)

Continue reading...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

It's the smallest things that make your ego this fucking big







Co mnie za depresja dopadła to jest niewiarygodne. Snuję się po domu, najchętniej bym z niego nie wychodziła, tylko zapadła w jesienno-zimowy książkowy sen i obudziła się pod koniec czerwca, co by skoczyć na openera, redhotów, orange warsaw i kilka innych festiwali. Zasadniczo to bym się nie obraziła tez jakby w międzyczasie pojawiał się londyński książę z bajki, wsadził mnie do samolotu (wybredna nie będę ryanair wystarczy), kupił bilet na jeden z brytyjskich festiwali i razem ze mną taplał się w błocie. Po czym ja zostałabym angielską Rachel Zoe, a szanowny książę mógłby być dyrektorem artystycznym wielkiej agencji organizującej koncerty. Tak właśnie oto wygląda życie w mojej głowie, kiedy muszę się uczyć. Snuję pokurwione plany, maluję paznokcie, przemeblowywuję pokój, nadrabiam zaległości książkowe i planuję niedoszła karierę w świecie mody.


Świadomość przygnębienia spadła na mnie dokładnie 8 grudnia w okolicach godziny 5:30, kiedy to musiałam pożegnac się z 30stm i to nie wiadomo czy nie na zawsze. 5 godzin live streamingu, genialny koncert. Niewiele z Was wie, o ile w ogóle któraś wie, że moja miłość do tego zespołu nie jest spowodowana ani Hello-I'm gonna-look-like-20-years-old-for-the-rest-of-my-life Jaredem, ani cudnym Shannonem, ani pokręconym Tomo. Ludzie czasem się śmieją, kiedy słyszą, że muzyka ratuję życia. Moje uratowała, dlatego tak kiepsko reaguję, kiedy ktoś robi sobie żarty z 30stm. Mam ochotę wstać i powiedzieć, że gdyby nie oni mnie i zapewne kilku innych osób by nie było, a na pewno nie byłabym taka jaka jestem teraz.



(zabawa dla Was - szukamy polskie flagi na obrazku powyżej)

Do tego doszłam do wniosku, że moja eks przyjaciółka jest mega, mega, mega suczą. Jak po tym jak nasza znajomość się skończyła ona może zadzwonić do mojego ojca i prosić o jazdy doszkalające (doskonale zdając sobie sprawę, że tata nie weźmie od niej ani grosza), a na pytanie dlaczego już się nie widujemy, odpowiedzieć, tak się jakoś rozeszło... Tak się jakoś rozeszło my ass, mam nadzieję, że nigdy się nie spotkamy, bo jestem coraz bardziej rozgoryczona, a poziom mojego rozgoryczenia zasadniczo wpływa na poziom mojej wredoty i chamstwa.


Odwlekam nieuniknione. Muszę w końcu zasiąść do nauki, co wcale, ale to wcale mi się nie podoba. Teoretycznie lubię się uczyć, ale nie jak mnie coś do tego zmusza. Grrr, pociągnę tylko ten jebany semestr, podbiję legitymacje na następny i adios ciemiężcy mego umysłu!!!


Continue reading...
 

Ginger-Charlotte Copyright © 2009 Designed by Ipietoon Blogger Template In collaboration with fifa
Cake Illustration Copyrighted to Clarice