Mała. Złośliwa dla tych, których lubi. Wredna dla reszty. Szydercza. Zawsze. Pełna skrajności. Kocha modę, samochody, sport, ckliwe filmy. Buty, okulary, apaszki, chustki, torebki i lakiery do paznokci przestała liczyć dawno temu. Pali za dużo papierosów i pije za dużo kawy. Wszystko chce mieć na już. Ma alergię na niedokończone sprawy, hipokryzję i głupotę. Za przyjaciół dała by się zabić. Nie potrafi wysiedzieć w jednym miejscu ani na dłuższy okres czasu zamknąć jadaczki.
Kurwa. Tak wiem. Bardzo elokwentnie. Powinnam brać się za pracę licencjacką, a tymczasem się obijam i po raz setny zmieniam temat. Gratis były mąci mi w głowie. Niby nic, a jednak. Pierdolenie. Nie mam czasu na romanse. Jeśli sobie tylko to wmówię to będzie dobrze.
Oprócz tego irytuje mnie brak line-up'u na Coke'a i jak na razie tylko 2 interesujące mnie bezsprzecznie koncerty na Openerze.
Jutro idę odebrać ostatniego potrzebnego mi PIT'a, po czym dam wszystkie moje papiery ojcu. On się będzie biedził, po czym w piątek zaniesie to do US. A mi pozostanie czekać na moje milionowe zwroty podatku. Tak, przesadziłam. Ale kwota będzie trójzerowa. Młehehehehe. Hello, pretty shoes!
Jutro mam pierwszą samodzielną zmianę w pracy i postanowienie, żeby nic nie spierdolić.
Amen. Biorę się za moje paznokcie i szukanie literatury.
Oficjalnie dziś w południe Olcię napadła wizja wszystkich pięknych rzeczy, które zakupi sobie za pieniądze, które wreszcie, dla odmiany zacznie zarabiać, a nie tylko patrzeć jak odpływają z konta zaraz po tym jak na nie doszły.
Mam dwie prace. Nie pytajcie jakim cudem, bo cały mój powrót do poprzedniego miejsca pracy jest jednym wielkim zagmatwaniem, najważniejsze, że wreszcie przestanę liczyć gorsz do grosza. A że w gratisie będę musiała się użerać z dziwnie niedorobionymi ludźmi.
Byłam dziś w bibliotece mojej wiejskiej. I pani bibliotekarka prawie posikała się z radości jak zobaczyła, że najpierw przyniosłam jej trochę książek z mojej domowej biblioteki, raz na jakiś czas okazuje się, że mamy po 2 wydania jednej książki. Drugi biblioteczny orgazm przeżyła jak zobaczyła mnie wychodzącą z dwoma książkami po angielsku. Wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi, że mają sekcję z językami obcymi :) Wzięłam Harry Potter & the Deathly Hallows. Od dłuższego czasu kusiło mnie, żeby przeczytać w oryginale. Teraz wreszcie mam okazję. Druga w kolejce jest Jane Eyre :)
See u next time. Jak zapewne zauważyłyście zostałam uzalezniona od tumblr... Nie mogłam się zdecydować co do muzyki na dziś, więc daje dwie :)
And btw, moja matka mnie dziś zabiła. Przejeżdżałyśmy ulicą Q. (FYI teoretycznie został dawno zapomniany i pogrzebany w podziemiach pamięci). Pokazuje matce dom, gdzie mieszka i mieszkanie jego/jego brata 300 metrów dalej. Reakcja?
M:Nooo, jak do takich włości jeszcze jest dobry w łóżku to nic dziwnego, że wolałaś się z nim wozić po nocach niż wyspać się jak normalny człowiek.
O:Był dobry w łóżku.
M:Za dużo informacji, ale dobrze wiedzieć, że wysoko celujesz. Dom, mieszkanie, samochód...
O:Trzy samochody
M:No tak, jeden Q., dwie nieruchomości, trzy samochody i cztery orgazmy. Dobrze, że przynajmniej o to, że sobie poradzisz w życiu nie muszę się martwić.
Sesja zakończona, pokonałam ją do 0 :) Ani jednej poprawki.
Być może wracam do poprzedniego miejsca pracy, ale na inne stanowisko. W środę jestem umówiona na rozmowę. Dużo się tam ostatnio działo. Zobaczymy co będzie. Nianią zostaję nadal. Muszę coś ze sobą zacząć robić, bo inaczej zwariuję.
Walentynki-srynki. Moje nielubienie tego dnia prawdopodobnie sprowadza się do podświadomej zazdrości. Ale czy to ważne.
Jak na razie sesja 8/12. Czekam na wyniki 3 egzaminów.
Jutro czeka mnie też ostatnia męczarnia. Arabski. Bleh.
Oprócz tego zastanawiam się nad zmianą fryzury... Poważną zmianą. Potrzebuję rady waszej, bo korci mnie strasznie, a tak krótkich włosów nie miałam chyba od podstawówki...
Męczy mnie już dawno, ale dopiero dziś wpadłam na odpowiednie zdjęcia :) Szperałam sobie po bloggerkach i ot co znalazłam: