środa, 31 marca 2010

patience, baby, patience


Hmmm, od czego by tu zacząć? Może zacznijmy od rzeczy produktywnych, które udało mi się dziś zrobić. Wstałam (sukces, bo nawet podniosłam się chwilę po 12), posprzątałam (yeah!), ugotowałam jakiś obiad. Poniosło mnie trochę i nawet dotknęłam mięcha (osobiście nie przepadam :P) i zrobiłam sznycle z kaszą i sałatkę "z-tego-co-Charlotte-wpadło-pod-rękę". Potem postanowiłam, że skoro już mam teoretycznie dzień wolny i skoro za coś się wzięłam to pójdę za ciosem i zrobię PITy. Da daaaaaaam, leżą właśnie piękne i pachnące (zwrotem podatku :P) tuż obok mnie. A na koniec ciachnęłam stare spodnie i mam szorty :D Popijam sobie teraz popołudniową kawę i ładuję film "Święci z Bostonu". Ja, będąc mną, wszystko co robię muszę robić od dupy strony, więc wczoraj oglądałam "Święci z Bostonu 2", więc dziś obejrzę pierwszą część.

No i wracamy do punktu pt "wczorajszy wieczór". Q. jakimś cudem zmieścił się panda mobilu, fakt, że kolanami walił w deskę rozdzielczą, a głową w podsufitkę podczas wyboi, pomińmy. Pojechaliśmy do wypożyczalni. Wybranie filmu zajęło nam dobre pół godziny, w końcu właśnie padło na "Świętych z Bostonu". I potem zaczęły się problemy... A właściwie jeden problem. A może nawet nie problem tylko... sama nie wiem co, pewna niewygoda. Wychodzi na to, że mam problemy z zazdrością, nie żebym wcześniej się tego nie spodziewała, ale powiedzmy, że pani kasjerka działała mi na nerwy. Q. jak to Q. jest zbyt spostrzegawczy dla swojego własnego dobra "co ci Olcia?" "nic, zupełnie nic" (przecież nie mogłam mu powiedzieć, że ani trochę nie podoba mi się sposób w jaki ta krowa się na niego patrzy, prawda? Aczkolwiek moja frustracja szybko minęła :D:D Widok pani kasjerko-krowy w pewnym momencie był bezcenny :D

Dojechaliśmy na mieszkanie (jezu, aż mnie trzepie jak tak pisze, ale do mieszkania brzmi jakoś kulawo)... Q. się posilił (mówiąc posilił wsunął w siebie naprawdę dużo :P ) Włączyliśmy film...

Reszta niech będzie tajemnicą :P Film był zajebisty, naprawdę. To, że musieliśmy puścić końcówkę jeszcze raz to zwykły przypadek :) Zasadniczo do domu wróciłam w okolicach 2. Jejku, naprawdę dawno nie spotkałam faceta, z którym mogłabym gadać, gadać i gadać :)

Martwi mnie za to kwestia mojej przyjaciółki. Bardzo mnie martwi. Coś się z nią dzieje. I to nie tylko moje odczucie. Nie podoba mi się jej zachowanie ostatnio. Mówię do niej, ale jak grochem o ścianę.

Nie podoba mi się też fakt, że Q. padł rozrusznik w samochodzie ani fakt, że pada deszcz... Zasadniczo wpływa to na moje wieczorne plany.

Wnioski końcowe: jestem i będę cierpliwa. Wszyscy mi powtarzają, że jestem zbyt fuckawesome, żeby nie było po mojemu. I tak mam nadzieję będzie :)

Jak widać cały czas jestem pod wpływem muzycznego gustu Q.

9 komentarze:

magdalena on 31 marca 2010 16:28 pisze...

a ja mam doła ... kurcze pieczone ... fajnie się czyta tego Twojego bloga ... pozdrawiam

Ula Ssss.... on 31 marca 2010 17:58 pisze...

pokręcone dziecko ;P
2 dni mnie nie bylo i ju z;P

Μαγδαλενα on 31 marca 2010 18:49 pisze...

ja tez niecierpie dotykac miesa :D! mimo, ze chyba nigdy tego nie robiłam :p

Ania Ż on 31 marca 2010 20:33 pisze...

pierwsza czesc Swietych bardzo mi sie podobala ale druga duzo mniej

Marta on 31 marca 2010 22:33 pisze...

zdarza mi się oglądać najpierw cz 2 potem 1:))czyli jak bylo milo i przytulnie to najważniejsze

Ann-Marie on 1 kwietnia 2010 09:46 pisze...

Kotek, wybacz, ale odpiszę jutro dobrze? Love:****

Ce que la femme veut on 1 kwietnia 2010 11:40 pisze...

to i tak dobrze że Ci się w tej pandzie nie zaklinował na amen, bo by trza z niej cabrio zrobić :)

Ce que la femme veut on 1 kwietnia 2010 14:58 pisze...

dzięki piękne najcierpliwiejsza osóbko na świecie :***

Ula Ssss.... on 1 kwietnia 2010 15:04 pisze...

zrobi sie ;P choc on nie skory do czułosci ;P :) :*

Prześlij komentarz

 

Ginger-Charlotte Copyright © 2009 Designed by Ipietoon Blogger Template In collaboration with fifa
Cake Illustration Copyrighted to Clarice